Dobry wieczór wszystkim futrzakom! Dwa posty pierwszego dnia istnienia bloga, zero postów przez najbliższe 3 miesiące. Mogę się wręcz o to założyć. Ale i tak postaram się nie zapomnieć o tym blogu <3
W tym poście wyżalę się wam na moje współlokatorki bo kurwa czuję, że żyję w jakiejś odwróconej rzeczywistości, i to o równe 180 stopni. A ja się tak staram już nie popadać ze skrajności w skrajność...
Zaczynając od początku, to spóźniłam się ze złożeniem wniosku o akademik. Więc wrzucili mnie zamiast do wybranego przeze mnie budynku, do budynku w którym musiałem mieszkać na pierwszym roku. I nie ubolewam nad tym, że w wybranym przeze mnie budynku są ładniejsze, świeżo wyremontowane pokoje, każdy z własną kuchnią. Nie ubolewam nad tym tak bardzo, jak ubolewam nad tym, że mieszkam z pierwszakami. I nie, to nie dlatego, że się wywyższam, oh bo ja mam rok więcej doświadczenia w mieszkaniu w akademiku. Tylko dlatego, że z tymi ludźmi jest coś nie tak.
Zacznijmy od przyjrzenia się moim współlokatorkom, a konkretnie temu, w jaki sposób one żyją. Wymaga to dogłębnej analizy bo nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego, co siedzi w ich głowach.
Po pierwsze: każda ma swoje rzeczy. Brzmi normalnie? To wyobraźcie sobie, że zamiast złożyć się najnormalniej w świecie na paczkę papieru toaletowego, to każda ma swoją rolkę, którą nosi ze sobą za każdym razem, kiedy potrzebuje skorzystać z toalety. Za każdym, pierdolonym, razem. I jeszcze?? mówią?? że im jest tak?? wygodniej?? funkcjonować??
Co tu się odkurwia w tym pokoju.
Jak we wtorek zauważyłam, że od 2 dni nie ma papieru w kiblu to zapytałam jedną z współlokatorek, czy może nie kupić. Odpowiedziała mi, że ona ma i że możemy jutro się zastanowić. Tak. Ona ma. Tyle, że kurwa dla siebie. No i nie kupiłem tego papieru. Wieczorem się pojawiła jedna rolka, która magicznym cudem nie zdążyła zniknąć zanim zachciało mi się skorzystać z kibla. Więc moja pierwsza myśl była wow, rzeczywiście mamy papier! Nie muszę go kupować. Kilka godzin później już go nie było i teraz już wiem dlaczego.
I czuję się zajebiście z tym, że wykorzystałem czyjąś osobistą srajtaśmę.
Obiecałem już współlokatorkom, że kupię paczkę papieru toaletowego, i go zostawię w kiblu i mają z niego kurwa korzystać. To ja tutaj będę dominować i wyznaczać zasady. Bo kurwa mam rację. I one mi jeszcze podziękują za to.
Z tego samego powodu laski nie trzymają swoich szamponów czy żeli pod prysznicem, "żeby nie zajmowały miejsca". Mam nadzieję, że wasze osobiste papiery toaletowe nie zajmują za dużo miejsca. Tak samo pasty i szczoteczki do zębów trzymają gdzieś schowane. Uważajcie, bo jeszcze wam je kurwa ukradnę. Nie mam pojęcia, czy w ogóle mam prawo korzystać z tej gąbki i płynu do naczyń, albo mydła do rąk które są na wierzchu. Co jeśli ktoś od 3 dni ich nie zabrał??
Nie wiem, może to ja jestem dziwakiem. Może pojebane było dzielenie się wszystkim z koleżanką, która formalnie nawet nie mieszkała u mnie pokoju. Ale po roku dzielenia się jedzeniem, przyrządami kuchennymi, przyborami plastycznymi... Ciężko jest mi sobie wyobrazić życie całkowicie na własną rękę, gdzie trzeba zapytać, czy można pożyczyć coś tak głupiego, jak sól czy olej. Normalnie czuję się w tym pokoju jak kosmita. Ale taki oświecony kosmita. Co potrafi żyć na Ziemi lepiej, niż ludzie.
Ogółem współlokatorka, z którą dzielę nie tylko przedsionek, ale i pokój znowu przypierdoliła się o to, że nie zamknęłam drzwi. Pierwszym razem to zrobiła dosłownie na przywitanie. Poszłam na chwilę do koleżanki mieszkającej piętro wyżej. Nie zamknęłam drzwi, bo kurwa po co. Jestem przecież w akademiku. Ale współlokatorka się przypierdoliła, że niby powinnam była zamknąć te cholerne drzwi i zostawić kluczyk na portierni. Oczywiście, będę schodzić z 3. piętra na sam dół, a potem człapać na 4. piętro. Już zapierdalam. Tym bardziej, że współlokatorki obok, z którymi dzielimy przedsionek, były u siebie w pokoju.
Natomiast dzisiaj miała problem o to, że zamknęłam tylko drzwi do przedsionka. I mnie tak wkurwiła tą wiadomością, bo na chuj mam jeszcze zamykać do pokoju? Na co ona mi odpisała, że jak te drugie współlokatorki wrócą, to te drzwi będą otwarte, i ktoś może wtedy wejść do naszego pokoju. No to jej odpisuję, że jak będą w pokoju, to raczej zauważą, że ktoś do pokoju wchodzi. I tutaj muszę przyznać, że współlokatorka trafnie zauważyła, że mogą pójść spać i nie będą wtedy pilnować. Żałuję, że będąc pod wpływem gniewu nie przyszło mi do głowy, że w tym wypadku mogą zamknąć drzwi do przedsionka. Surprise! Problem rozwiązany.
I to pomijając sam fakt, że nikt kurwa nie czyha na najlepszą okazję do okradzenia kogoś. Laska, uspokój się. Nikt tutaj nie wbija do przypadkowych pokoi.
Z wyjątkiem mnie. Mi akurat udało się wczoraj wbić do pokoju 211, bo pomyliły mi się piętra. A w tej części holu jest generalnie ciemno, więc cyferki na drzwiach są wręcz niewidoczne. Wchodzę do pokoju, witam się z typem którego widzę pierwszy raz w życiu, zauważam telewizor w pokoju i z ekscytacją w głosie mówię "MAMY TELEWIZOR W POKOJU? ALE ZAJEBIŚCIE" i kręcę się po pokoju dalej i zauważam, że hej. to nie są moje rzeczy. I kurwa wychodzę, sprawdzam numer na drzwiach i patrzę. 211. I mówię sorry ziomek, pomyłka miłego dnia!! A typiarz się przez cały ten czas w ogóle nie odezwał.
AUTENTYCZNIE, ON W ŻADEN SPOSÓB NIE ZAREAGOWAŁ NA TO, CO SIĘ ODPIERDOLIŁO W JEGO POKOJU.
Na tej podstawie stwierdzam, że tegorocznymi pierwszakami zdecydowanie jest coś kurwa nie tak. To nawet nie podlega dyskusji.
Ale wracając do moich prawdziwych współlokatorek. Czyli tych z którymi rzeczywiście mieszkam. Obiecałem im komunizm, i one go dostaną czy tego chcą czy nie.
Powiedziałam im dzisiaj również, że wróciłem do akademika prosto z uczelni... co w sumie nie jest prawdą. Bo w rzeczywistości byłam u koleżanek. Naprawdę nie chciałam wracać za szybko do tego pokoju lmao. Ale niech myślą, że trzymano mnie na zajęciach do 21:00. Niech mi kurwa współczują czy coś. I tak według planu zajęcia te powinny trwać do 21. A to, że dwie godziny spędziłam na graniu i piciu piwa z koleżankami to sprawa poboczna, o której nie ma sensu wspominać.
Ale się współlokatorka zdziwiła, gdy wróciłam. Musiała mi normalnie drzwi otworzyć (heh). Spodziewała się, że znowu wrócę rano. Otóż nie tym razem kochana. Mam nadzieję, że się zawiodłaś. <3
Zakończę ten wpis zdjęciami prac nad którymi "siedziałem do godziny 21". Kolaże wykonane z użyciem tylko i wyłącznie wycinek z gazet albo z innych źródeł. W każdym razie, żaden z wykorzystanych tutaj obrazków nie był wcześniej przygotowany.
Tematem zadania było słowo Raj. Raj na Ziemi byłby dopiero wtedy, kiedy ludzie zamienili się w futrzaki. Albo jeśli istniałaby specjalna brama prowadząca do świata pełnego królików.
(Wybaczcie jakość nie mam siły tego specjalnie przenosić na laptopa. więc macie zdjęcie przesłane przez messengera... Kiedyś może wstawię ładniejsze.)
Pozdrawiam cieplutko wszystkich czytelników!! A w szczególności Martynę ponieważ jest moją pierwszą czytelniczką!
PS Napisałem, że to będzie drugi post tego samego dnia? Wybaczcie, zacząłem go pisać ok godziny 23, więc najzwyczajniej w świecie się nie wyrobiłam przed północą. Dlatego mamy dobry początek regularnego, codziennego aktualizowania bloga! Ale ze mnie pilny bloger. Kłaniajcie się przed moją wspaniałością!
PS 2 Gdyby wszystkie wyrazy KURWA napisane przeze mnie w tym poście były ułożone blisko siebie, to powstałby z tego całkiem spory burdel.