Witam wszystkich entuzjastów zwierząt futrzastych i tych mniej futrzastych! W dzisiejszym poście pokażę wam moje pierwsze prawilne obrazy oraz opowiem jak wyglądały zajęcia z malarstwa w Finlandii.
Od razu mówię, że zajęcia z malarstwa tutaj wyglądają całkowicie inaczej, niż te na mojej polskiej polibudzie. Po pierwsze: to my, studenci, decydowaliśmy o temacie naszych prac. Jedyne czego wymagał od nas profesor, to żeby za naszymi pracami kryła się jakaś idea. Która, swoją drogą, nie musiała być nawet jakaś szczególnie głęboka. Ale mimo wszystko, kurs nazywał się Conceptual in Painting i liczył się najbardziej koncept. No i jego wykonanie, czyli to czy udało się nam osiągnąć określony przez nas cel.
W Polsce wykładowcy i wykładowczynie z góry narzucają nam konkretne tematy, rzadko kiedy sami możemy zadecydować o tym, co chcemy robić. Tak jak ostatnimi tematami do prac malarskich była flaga, głębia i intruz. Dodatkowo każą nam wiecznie robić abstrakcję. Serio, na mojej uczelni wszyscy wykładowcy mają jakiś mocny fetysz na abstrakcję. Tak samo było na rzeźbie, zajęciach z projektowania plakatów... Nawet na ubiorze. Chyba profesorowie na mojej uczelni mają tak mocno wyprane mózgi, że ciężko im docenić coś, co nie jest abstrakcją. Zresztą, ciężko jest im w ogóle cokolwiek docenić jeśli odbiega to od ich własnych wyobrażeń na temat "prawdziwej" sztuki.
Tak więc czując nareszcie wolność zadecydowałem, że moja praca musi zawierać moje dwie ulubione nurty w sztuce: futrzaki i kicz. Na szczęście szybko znalazłam temat, który mógłby spełnić mój skromny warunek. Akurat w tamtym czasie było sporo dyskusji na Tumblerze odnośnie udomawiania dzikich zwierząt, co dało mi inspirację do zrobienia serii trzech obrazów na ten temat. Temat oczywiście został zaakceptowany przez profesora, więc zabrałam się do kolejnego etapu po szkicowaniu, jakim było ręczne zrobienie podobrazia.
Tak, tutaj sami sobie (za darmo) składamy płótna! I jest to całkiem relaksujące zajęcie. Obecnie jestem mocno zaprzyjaźniony z maszyną do przycinania drewna (z której często też korzystam przy pracy nad moją gigantyczną rzeźbą). Naciąganie bawełnianego płótna na ramę też było całkiem przyjemne. Potem tylko to zagruntować i gotowe! Trochę przykre jest to, że w Polsce nie mamy możliwości samodzielnego robienia podobrazi. Tak jak to, że właściwie wszystko malujemy na papierze. Jasne, jak ktoś sobie kupi gotowe płótno, to może na nim malować. Ale to nie to samo, co zrobienie go samodzielnie!
W sumie tych płócien zrobiłem trzy, każdy wielkości kwadratu 40 x 40 cm. Na każdym z nich był portret innego zwierzęcia. W kolejności chronologicznej: szop, lis, opos. Malowanie ich sprawiło mi trochę trudności. Po pierwsze: nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam styczność z malowaniem na płótnie, którego tekstura znacznie różni się od tej papierowej, znacznie gładszej. Kolejnym problemem był realizm, którym raczej się nie zajmuję. Jestem futrzakiem, ja rysuję kreskówkowe zwierzęta! A tym razem ważnym było dla mnie, żeby te zwierzęta wyglądały realistycznie, na jak najbardziej żywe. Kolejnym utrudnieniem był format, który o ile nie był jakiś wielki, to i tak był znacznie większy od typowych rysunków, jakie tworzę. Do tego było ich aż trzy! I mimo, że miałam właściwie miesiąc na namalowanie ich, to szło mi to dosyć mozolnie. Bo bałam się, że po drodze coś spierdolę. Szczególnie przy oposie. Taka rada dla wszystkich, nie malujcie białego futra. Bo jest wkurwiające.
Na szczęście udało mi się nie tylko wyrobić na czas, ale i uzyskać całkiem zadowalające efekty! Poniżej macie zdjęcia obrazów, a następnie szybkie tłumaczenie mojego eseju opisującego cały proces.
"Keep them wild" jest serią składającą się z trzech obrazów, przedstawiających trzy różne dzikie zwierzęta oraz to, jak mogą się czuć kiedy ludzie próbują na siłę je udomowić.
Tą serią chciałam zmusić ludzi do zadania sobie pytania, "Czy to na pewno jest dobry pomysł? Czy w porządku jest zabranie zwierzęcia z jego naturalnego środowiska i zmusić do życia wbrew własnym instynktom?" Zależało mi również na zwróceniu uwagi na to, że nie wszystko musi być użyteczne dla człowieka, żeby miało jakąkolwiek wartość. Pragnę, żeby ludzie kochali zwierzęta za to, jakie są, nawet jeśli oznacza to życie z daleka od ludzi.
Silny kontrast pomiędzy realistycznymi portretami a dziecinnymi ozdobami symbolizuje starcie się dwóch światów, które nigdy nie miały się ze sobą połączyć. Każdy obraz przedstawia inną możliwą reakcję dzikiego zwierzęcia na zmianę swojego otoczenia: strach, depresję i agresję. Zamknięte w niewielkich pomieszczeniach ludzkich domów, nie mogą odnaleźć się w nowej, wrogiej rzeczywistości przepełnionej obcymi obiektami, dźwiękami oraz zapachami.
Obroże są oczywistym symbolem bycia domowym pupilem. Przyszyte do płótna reprezentują wymuszone udomowienie. Kolaż jest bardzo ważną, integralną częścią całego dzieła, gdyż jeszcze mocniej uwydatnia rozbieżność pomiędzy dwoma różnymi światami.
Dodane różowe kokardki, holograficzne taśmy, brokat oraz kolczyki pokazują, w co te zwierzęta zostały zamienione: żywe lalki. Te wszystkie infantylne dekoracje nawiązują do dziecinnego przekonania, że wszystkie zwierzęta istnieją na tym świecie po to, żeby się z nami zaprzyjaźnić. Ale nikt z nas nie jest księżniczką Disney'a, nikt z nas nie żyje w świecie Pokemonów. Musimy uszanować dzikie zwierzęta i pozwolić im żyć tak, jak im natura przykazała.
Moim celem było zwrócenie uwagi na to, że nawet jeśli na pierwszy rzut oka te zwierzęta wyglądają uroczo, to mimo wszystko nie są one zwierzętami domowymi. Tysiące lat zajęło udomowienie psów i kotów. Kilka smakołyków nie wystarczy, żeby udomowić lisa, oposa czy szopa. Wierzę, że udało mi się osiągnąć mój cel. Mam również nadzieję, że te obrazy pozostawią po sobie odcisk w ludzkiej pamięci na tyle duży, że przypomną sobie o nich następnym razem, gdy zobaczą jakiś zabawny filmik z dzikim "pupilkiem".
Co ciekawe, w trakcie pracy usłyszałem wiele razy jakie to urocze są te zwierzątka, które malowałem. Nie potrzebowałem potwierdzenia, że ludzie często nie zauważają, kiedy zwierzęta za pomocą mowy ciała komunikują, że nie są szczęśliwe czy nawet odczuwają ból. Przykłady same rzucały mi się w trakcie pracy, lol.
Po zakończeniu procesu malowania i ozdabiania, oraz napisaniu na szybko eseju i artist statement, jedyne co mi pozostało to przedstawić swoją pracę przed profesorem i resztą studentów na krytyce. I o ile sama krytyka nie była ostra, wręcz przeciwnie, ludzie głównie chwalili sobie nawzajem prace, to była ona w chuj męcząca. Całość trwała dwie i pół godziny z niewielkimi przerwami. Wszyscy na sam koniec byliśmy w wykończeni. Ja to już w ogóle przedstawiłem moje obrazy jako przed ostatnia osoba. Jak ja się cieszę, że mnie występy publiczne stresują, bo miałam taki zastrzyk adrenaliny, że nie zasnęłam przy prezentowaniu mojej pracy. Oczywiście chwilę zajęło mi wystartowanie, bo nie mogłem sobie jakoś w głowie poukładać od czego zacząć. Ale potem poszło już z górki, z dwiema mniejszymi postojami, które podobno nie były zbyt zauważalne. Yay, udało się Timo lać wodę. Po krytyce poszliśmy na lunch a potem z koleżanką leżeliśmy z kilka godzin na kanapach na uczelni.
Tym oto sposobem zaliczyłam pierwszy kurs w Finlandii! Zajęcia z malarstwa podobały mi się tutaj bardziej niż te na mojej polskiej uczelni i prawdę mówiąc nie bardzo mam ochotę wracać na tą moją polibudę... A przenieść się do Finlandii też myślę, że już za późno. Błagam, niech jakimś cudem pozwolą mi przedłużyć umowę Erasmusową.
Pozdrawiam wszystkich cieplutko i pamiętajcie, dzikie zwierzątka podziwiajcie ale z oddali i nie wtrącajcie się w ich życie. Poza tym na świecie jest wielu ludzi, którzy są jak dzikie zwierzęta i nie ufają innym ludziom. Może ich byłoby lepiej udomowić. Tak jak mnie kiedyś trzeba było. Teraz już się aż tak ludzi nie boję i uważam, że też są bardzo ciekawymi zwierzętami i są na swój sposób uroczy.
|
Ten uroczy gif wstawiam z nadzieją, że wszyscy jesteśmy świadomi, że bliższe kontakty między gryzoniami a kotami to jest beznadziejny pomysł...
|