Witam wszystkie moje futrzaki! Dzisiejszy wpis będzie raczej o wszystkim i o niczym. Pamiętajcie, że nie można się po mnie spodziewać zbyt częstych, rozbudowanych wpisów na konkretny temat. Czasem po prostu mam ochotę napisać o tym, co u mnie słychać. Wierzę, że takie posty również doceniacie.
Nie pamiętam, czy już o tym wcześniej wspominałem na blogu, ale Finlandii wybrałem kurs fotografii. Głównie dlatego, że nie był on wymagający, a mi brakowało wciąż punktów ECTS. Dopiero potem się dowiedziałam, że możemy od uczelni pożyczać analogi. Prawdę mówiąc, nigdy wcześniej nie zagłębiłam się w temat fotografii analogowej. Głównie dlatego, że nie interesowałem się aż tak bardzo fotografią samą w sobie.
No ale dostałam aparat i nieograniczony dostęp do klisz i wszystkiego, co niezbędne przy wywoływaniu zdjęć. Zapełnienie pierwszej kliszy szło mi mozolnie. Właściwie to nie miałam pomysłu, co fotografować. Ale z czasem się rozkręciłem i zacząłem wszędzie zabierać ze sobą aparat. Ostatecznie udało mi się zapełnić całe cztery rolki, co daje średnio 36 zdjęć miesięcznie. Ostatnia jeszcze nie została wywołana, bo zabrakło mi na to czasu przed powrotem do Polski.
Jak można się domyślić, spodobało mi się robienie zdjęć analogiem. Spodobało mi się to do tego stopnia, że zacząłem wypytywać rodzinę o to, czy ktoś może nie ma starego analoga, którego nie używa. Na szczęście już nie muszę nikogo o to pytać, ponieważ babcia postanowiła sprezentować mi taki aparat na urodziny!
Tak oto prezentuje się FED 5C, mój osobisty aparat analogowy! Rosyjski aparat wyprodukowany jeszcze za czasów ZSRR. Mam go od mniej niż tygodnia, ale już go uwielbiam. Różni się od Nikona FM, czyli modelu dostępnego na uczelni. Mimo to szybko się go nauczyłem, bo działają wręcz analogicznie. Chociaż FED posiada dodatkowy bajer, jakim jest czujnik oświetlenia oraz "kalkulator" do obliczania przesłony, którą należy wybrać. Funkcja te jest szczególnie dla mnie bardzo ważna, bo ja naprawdę nie radzę sobie z odpowiednim dobraniem przesłony. Niestety nie mam jeszcze pojęcia, jak bardzo dokładny jest czytnik oświetlenia. Aparat jest używany, nie znam poprzedniego właściciela. Ale tego dowiemy się dopiero, kiedy wywołam obecną kliszę. Planuję oczywiście poczekać z tym aż wrócę do Finlandii. Czyli za dwa tygodnie! Więc już niedługo.
No właśnie. Dwudziestego szóstego sierpnia lecę z powrotem do Finlandii. Nie mogę się doczekać bo wiem, że znowu będzie zajebiście. Tym razem planuję więcej imprezować i podróżować. Ułożę sobie taki plan zajęć, żebym się nie musiał stresować, że się z czymś nie wyrobię. Na chwilę obecną na pewno chcę uczęszczać na zajęcia z fińskiego (tak, jest to kurs bardzo związany z kierunkiem moich studiów) oraz rzeźbę w glinie. Natomiast malarstwo, sitodruk i oczywiście fotografię wybiorę sobie jako zajęcia indywidualne, czyli swego rodzaju "rób co chcesz, byleby mieć później, co pokazać".
Przydałoby się, żebym zaczęła się już pakować na ten wyjazd. X D
Ciekawi mnie, czy w tym semestrze będę gotować jakieś posiłki. W tamtym głównie żyłam na tostach, lunchach na uczelni oraz energolach. Raz nawet znajomi mnie na kebsa wyciągnęli. W tym semestrze nie będzie jednej kuchni do podziału na całe pietro. Teraz przysługuje jedna kuchnia na trzy pokoje, więc nie muszę obawiać się, że napotkam przeszkodę w postacii grupy ludzi okupujących wszystkie stoły i palniki. Albo jeszcze gorsze, imprezujących Francuzek z potężnym głośnikiem. Ach, uroki garnizonu. Będę za nim tęsknić. W każdym razie, szanse na to, że w ogóle będę się pokazywać w kuchni, rosną.
Poruszam temat gotowania, bo muszę się pochwalić, że ostatnio trochę szalałam w kuchni. Oczywiście, wciąż nie jestem fanem gotowania, a moja relacja z jedzeniem nie należy do najlepszych. Dlatego uważam, że w moim przypadku jest to duże osiągnięcie! Na przykład wczoraj spróbowałem zrobić gofry z cukinii. Myślę, że byłyby bardzo dobre, gdybym nie przesadził z ilością soli. Generalnie, polecam. Przepis nie jest mój, a sam pomysł podsunęła mi babcia.
Również ostatnio upiekłam babeczki borówkowe. Mieliśmy pojechać odwiedzić moją siostrę w Niemczech, gdzie przez chwilę pracowała. Akurat się złożyło, że zabraliśmy sporą ilość borówek ze stawu. Od razu wpadłem na pomysł zrobienia w prezencie babeczek. Oczywiście, że były pyszne. Najbardziej podobała mi się jedna babeczka, która wyglądała, jakby miała twarz. No tylko spójrzcie, jaka śliczna!
Pozdrawiam wszystkich cieplutko, pamiętajcie, że czilera utopia jest w życiu bardzo ważna i do zobaczenia w następnym wpisie!